wtorek, 17 sierpnia 2010

Znalezione najbardziej cieszy

Do lasu zawsze chodziłam z pewnymi oporami. Bo komary gryzą, wszędzie pełno pajęczyn...I generalnie nie mam szczęścia do grzybów. Za namową kuzynek wybrałam się jednak i oto z czym wróciłyśmy:

Zbiory nie są duże, ale w lesie miałyśmy konkurencję, która w dodatku przybyła na łowy wcześniej. Samej udało mi się znaleźć, aż jednego grzyba, konkretnie kozaka. Okaz dość spory, także nie ma co narzekać. Lepszy...kozak niż nic. Rydzów nie było ;) Mimo mojego skromnego wkładu, wszystkie grzyby przypadły właśnie mnie. Takie było początkowe założenie naszej wyprawy.

Po powrocie z lasu grzybki zostały sprawdzone czy aby nie robaczywe i zapakowane w foliowe woreczki. Następnie trafiły do zamrażarki, gdzie na razie ich miejsce. Będę miała z czego robić zupy i sosy grzybowe, które uwielbiam :)


Kotki u mnie na wsi mają śmieszny zwyczaj chowania swoich kociąt. W tym celu znajdują przeróżne dziwne miejsca, jednak przeważnie funkcję takiej kryjówki, w której wiją gniazdo pełnią snopki siana w stodole. Jaka była nasza radość, kiedy wczoraj zauważyliśmy jak świeżo upieczona mama prowadzi swojego kociaka po podwórku.

Kociak jest uroczy. I co niebywałe jest jedynakiem. Może to i lepiej bo kotów u nas pod dostatkiem :)
Więc takie było nasze wczorajsze odkrycie. Mama i dziecko mają się dobrze, a ja co jakiś czas do nich zaglądam. Oczywiście z aparatem :D


Kiedyś, gdy urodziła się mama, miała być przeze mnie zabrana do miasta, ponieważ była jedyną kotką w miocie. Została jednak na wsi, a teraz gdy ma małego kocurka, jak zwykle dorabiam ideologię - to znak, on musi być mój ;)

1 komentarz: