piątek, 26 marca 2010

Jajka benedykta

Śniadanie w sam dla osoby takiej jak ja - o nieograniczonej pojemności żołądka. Mówi się, że po takim posiłku spokojnie można "wytrzymać" do pory obiadowej bez podjadania. Ja się co do tego zgodzę, ponieważ faktycznie Jaja Benedykta to wyjątkowo sycące danie.

Swoją nazwę posiłek bierze od papieża Benedykta XIII, który jadał go na śniadanie w trakcie swojego sześcioletniego pontyfikatu w latach 1724-1730. Składa się z grzanki (oryginalnie pieczywo english muffin), podsmażonego plasterka polędwicy (canadian bacon) i jajek w koszulkach polanych sosem holenderskim.

Przyznam, że gdy mam nieco mniej czasu, a dużą ochotę na jedzenie robię spolszczoną i przede wszystkim uproszczoną wersję tego dania (majonez zamiast sosu holenderskiego). I tak było ostatnio - stąd i takie, a nie inne zdjęcie.

Jaja w koszulkach:
Na gotującą wodę zakwaszoną octem wbijamy jaja (tuż nad jej powierzchnią). Ocet powoduje, iż białko otacza żółtko dookoła. Można mu w tym "pomóc" przy użyciu łyżek, ja natomiast nigdy tego nie robię. Po ok. 3 minutach wyjmujemy jaja z wody za pomocą cedzarki. Jeśli komuś zależy na estetyce, może obciąć odstające kawałki białka, nadając jajku regularny, okrągły kształt.

Sos holenderski (na 3/4 szklanki)
125g masła
2 roztrzepane żółtka
2 łyżeczki sosu z cytryny
szczypta pieprzu cayenne

Mocno rozgrzać masło.
Umieścić żółtka w rondelku do gotowania na parze, ustawionym na małym ogniu.
Powoli dolewać sok z cytryny, wymieszać do całkowitego pomieszania z żółtkami. Zestawić z ognia.
Powoli mieszając dolać gorące masło. Dodać pieprz cayenne.
Używać bezpośrednio po przygotowaniu.

niedziela, 14 marca 2010

IKEA inspiruje - również kulinarnie

Nie mogę powiedzieć że Ikea to JEDEN Z moich ulubionych sklepów z meblami. Prawda jest taka, że właściwie dla mnie nie ma innego. Praktycznie cały mój pokój jest żywcem wyjęty z katalogu Ikei. Kupuje tam nie tylko meble czy dodatki, ale także akcesoria kuchenne.

Przy okazji wczorajszej, sobotniej wizyty w Ikea przełamałam się i zrobiłam coś czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Co takiego? A no dałam się namówić na zjedzenie obiadu w restauracji Ikea. Generalnie zawsze byłam sceptycznie nastawiona do tego miejsca i nie mogłam się nadziwić tym tłumom ludzi wcinającym pulpeciki lub inne łososie. Tym razem również nie podchodziłam do tego z entuzjazmem, ale ponieważ moja mama jak zwykle nie potrafiła odmówić sobie zatrzymania się w tym uroczym miejscu, postanowiłam (trochę wbrew sobie) jej towarzyszyć.

Przyznam, że byłam mile zaskoczona. Nie wiem skąd wzięło się moje przeświadczenie, iż jedzenie tam serwowane smakuje jak dopiero co rozmrożone, niedoprawione coś. Cieszę się, że skonfrontowałam swoje uprzedzenia z rzeczywistością. W efekcie dzisiejszy obiad wyglądał tak:



Köttbullar - bo taką nazwę noszą szwedzkie pulpeciki - to jedna z bardzo popularnych potraw w Skandynawii, która cieszy się również niemałą sławą międzynarodową. Robi się je z mielonego mięsa wołowego, wołowo-wieprzowego lub z dodatkiem jagnięcego. Zwykle podawane są z ziemniakami (czasem z makaronem), konfiturą z żurawiny lub borówek, czerwoną kapustą lub piklami. A oto jak ja przyrządziłam köttbullar.

Przepis:

1 kg łopatki wołowej
1 czerstwa kajzerka
2 jajka
1 średnia cebula
2 duże ząbki czosnku
pełna łyżeczka przyprawy do mięsa mielonego
pieprz, sól
olej do smażenia.

Mięso umyć, obrać z powięzi, ścięgien, pokroić w kostkę. Bułkę namoczyć w wodzie, odcisnąć. Mięso zmielić, następnie przepuścić przez maszynkę przesmażoną wcześniej cebulę, na końcu to samo zrobić z bułką. Wszystko połączyć w jednym naczyniu, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek. Do masy dodać jaka, sól, pieprz i przyprawę.

Na patelni rozgrzać olej. Rękoma formować niewielkie kulki i smażyć na jasnobrązowy kolor.

Sos pieczeniowy:
1 kostka bulionowa
1 łyżka sosu sojowego
0.5 litra wody
2 czubate łyżki mąki pszennej i 1 łyżka mąki ziemniaczanej
łyżka śmietany
100 ml wody
szczypta soli i pieprzu

0.5 litra wody zagotować i rozpuścić w niej kostkę rosołową. Doprowadzić do wrzenia. Wymieszać mąkę i śmietanę w 100 ml zimej wody i rozprowadzić w bulionie, aż się zagęści. Doprawić sosem sojowym (oprócz smaku nada ładną, brązową barwę) oraz solą i pieprzem wg uznania.

Smacznego :)

piątek, 12 marca 2010

Początek

No i się zaczęło. W swoim jakże długim, 19-letnim życiu posiadałam dwa blogi. Przyznam, że zważywszy na mój słomiany zapał do większości przedsięwzięć, prowadziłam je dość długo. Jednak zaliczyć je można było do kategorii tych o wszystkim i o niczym. Natomiast ten będzie o czymś! Mianowicie o gotowaniu.

Przede wszystkim uwielbiam jeść! Myślę, że czynność tą można zaliczyć do moich ulubionych. Czasami bywa tak, że mam ochotę na coś więcej niż zwykłe kanapki i wtedy przystępuję do działania.

Wśród moich ulubionych lektur znajdują się książki kucharskie. Mam ich parę i nie zawaham się ich użyć. Co więcej, podejrzewam, iż z czasem moje zbiory się powiększą.

Ekspertem kulinarnym nie jestem, ale gotowanie i jedzenie sprawia mi ogromną przyjemność i sporą frajdę, a to chyba najważniejsze.