wtorek, 31 sierpnia 2010

I jak tu nie lubić IKEA?

Dzisiejszy dzień to wariacje na temat szwedzkich klopsików oraz pieczenie muffinek. Podczas wczorajszej wizyty w Ikea po raz pierwszy kupiłam coś w sklepiku szwedzkim. Z reguły jeśli już jadam coś w ich restauracji to są to klopsiki szwedzkie o czym już kiedyś pisałam. Biorę wtedy pięć klopsików, frytki i sałatkę. Jak się okazuje jest to zestaw dla dzieci, więc z racji tego zawsze zostaje obdarowana soczkiem GRATIS :D Co mnie bardzo cieszy oczywiście. Jak pewnie wiecie sałatki w restauracji Ikea są różne - do wyboru. Ja zawsze biorę tą z pomidorów. Kiedyś były to pomidory w śmietanie z dodatkiem kiełków. Ostatnio natomiast na bogato - pomidory z oliwkami, serem feta i wieloma innymi dodatkami. Również bardzo smaczna. No i muszę wspomnieć o sosie. Zawsze bardzo mi smakuje, jest taki...aksamitny? Sama nie potrafię takiego zrobić. Dlatego postanowiłam kupić mrożone klopsiki i gotowy do przyrządzenia sos w proszku. Paczka klopsików waży 1000g i jak sugerują mieści sześć porcji. Kosztowała mnie ok 21zł, więc całkiem sporo. A sosy od razu wzięłam dwa. Za jedyne 2.99 sztuka :) W rezultacie tych zakupów dzisiejszy obiad wyglądał tak:
Wersja robocza...


I efekt końcowy...

Jedną z nowości na dziale kuchennym są papierowe foremki do pieczenia muffinek. W opakowaniu jest ich 65. Wzięłam, bo akurat nie miałam żadnych w domu, a były mi potrzebne. Dziś bowiem zachciało mi się piec.

Początkowo szukałam na blogach jakiegoś przepisu. Przypomniałam sobie jednak o bardzo fajnej książce, którą zakosiłam kuzynkom i kiedyś w końcu muszę zwrócić. Szkoda byłoby jeszcze jej nie wykorzystać.

Oto przepis (średnio na 12 sztuk)
100g gorzkiej czekolady
120g masła, 100g cukru
1 torebka cukru waniliowego, 2 jajka
175g śmietany kremówki
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
200g mąki, 1 łyżeczka proszku do pieczenia
3 łyżki kakao w proszku, szczypta soli

Roztopić czekoladę i masło w rondelku zanurzonym w większym naczyniu z gorącą wodą. Potem nieco ochłodzić. Dodać cukier, cukier waniliowy i ubijać, aż powstanie kremowa masa. Dodać jajka, kremówkę oraz przyprawy i wymieszać.

Zmieszać w misce mąkę, proszek do pieczenia, kakao i sól. Dodać zrobiony krem i wymieszać, pamiętając, że ciasto nie powinno być zbyt gładkie. Żeby było naprawdę pulchne najlepiej wymieszać tylko drewnianą łyżką, a nie mikserem. W dodatku niezbyt długo.

Napełnić ciastem foremki (najlepiej do 2/3 wysokości). Piec około 20-25 minut w rozgrzanym do 180 stopni piekarniku.

Nie posiadam jeszcze kozackiej formy ze specjalnymi zagłębieniami do pieczenia muffinek. Dlatego moje foremki po napełnieniu ciastem nieco się rozjechały :P W najbliższym czasie muszę się zaopatrzyć.

Mimo, że wizualnie nie są idealne, wyszły całkiem smaczne. Zawartość gorzkiej czekolady daje o sobie znać - nie są to słodkie muffiny. Pobrzmiewa w nich nuta korzennych przypraw, która jest jednak bardzo subtelna. Fajnie się zajada popijając herbatą. Myślę, że są dobrym dodatkiem dla tych, którzy dużo słodzą. Moja herbata nigdy nie jest słodka, w ogóle nie bardzo lubię słodkiego. Dlatego te muffiny są dla mnie w sam raz.

Właśnie zjadłam kolejną. Zostały tylko okruchy ;)

Ulubiona dziesiątka

Bardzo mi miło, a to dlatego, iż zostałam zaproszona przez Ola_83 z http://mojemiejcenaziemi.blogspot.com/ do zabawy, której zasady przedstawiam poniżej:

1. Napisz kto zaprosił Cię do zabawy.
2. Wymień 10 rzeczy, które lubisz.
3. Zaproś następne 10 osób i poinformuj je w komentarzach.

A teraz dowiecie się co lubię ja. Kolejność jest przypadkowa.

1. MUZYKĘ - nie wyobrażam sobie bez niej życia. Zawsze mam przy sobie moje mp4, ponieważ, jeżdżąc autobusem, wolę żeby coś mi grało w uszach. Owo "coś" to przede wszystkim muzyka rockowa, cięższe brzmienia. Z racji tego, że jestem młodą osobą lubię odkrywać stare zespoły, takie z czasów moich rodziców lub nieco młodszych. Poza tym jestem otwarta na różne gatunki. Właściwie to słucham wszystkiego po trochu. No...z wyjątkiem techno :P Oprócz rocka lubię r'n'b, muzykę latynoską. Fascynuje mnie muzyka etniczna z różnych zakątków świata. Oj dużo by tu wymieniać...Muzyka jest dla mnie czymś ważnym, bo towarzysząc mi codziennie, kojarzy się z różnymi okresami w moim życiu. Poza tym posiada potężną moc porywania tłumów - gdy obcy sobie ludzie szaleją razem na koncercie po usłyszeniu jednej nuty ulubionej piosenki...no to jest to naprawdę COŚ. Zawsze robi to na mnie ogromne wrażenie.

2. CZYTAĆ - książki towarzyszą mi od najmłodszych lat. Z biegiem czasu mój gust literacki w miarę się ukształtował. Lubię czytać biografie, powieści historyczne lub po prostu książki historyczne. Nie przepadam chyba tylko za kryminałami. Aktualnie jestem w trakcie czytania książki Doris Lessing "Złoty notes".

3. GÓRY - uwielbiam chodzić po górach. Najczęściej są to Tatry, ale myślę, że niedługo przerzucę się na Bieszczady, bo w Tatrach przetarłam już szlaki. Przynajmniej te, które są na moje możliwości. Rysy, Orla Perć czy inne tego typu...jeszcze trochę mnie odstraszają.

4. AKTYWNOŚĆ FIZYCZNĄ - tutaj wymienić muszę moje ulubione pływanie. Na basenie czuję się jak ryba w wodzie. Super sposób na relaks i dobre samopoczucie. Z gier zespołowych najbardziej lubię siatkówkę. Lubię też jeździć na rowerze, a ostatnio spodobała mi się joga. Myślę, żeby gdzieś się zapisać na tą jogę, ewentualnie na fitness, bo ma dużo z tańca - w końcu ruszamy się do muzyki :D

5. GOTOWANIE/JEŚĆ - i wszystko co z tym tematem związane. Lubie poznawać nowe przepisy, stąd też moje zamiłowanie do zbierania książek kulinarnych, oglądania programów o tej tematyce oraz czytanie blogów kulinarnych. Swego czasu myślałam nawet o studiowaniu technologii żywienia, coby zostać kiedyś dietetykiem, ale widocznie nie to było mi pisane. Marzyło by mi się posiadanie własnego lokalu, ot takiej małej kawiarni, miejsca podobnego do tego gdzie zawsze spotykali się bohaterowie serialu "Przyjaciele" (też zresztą mojego ulubionego :P).

6. MODĘ i tzw. VINTAGE- no, muszę przyznać, iż śledzę na bieżąco co jest "trendy", często bywam w sklepach...Ale nie jestem "fashion victim" ślepo podążającą za modą. Chyba mam jakiś tam swój styl. Lubię przedmioty z duszą, mogą być to rzeczy po babci, prababci. Wszystko co vintage jest jak najbardziej pożądane, jeśli tylko mi się spodoba. Lubię słuchać muzyki, która niekoniecznie jest "z moich lat", ubrania i dodatki "po babci" lub stylizowane czy inspirowane modą lat ubiegłych. Również wszystko do domu - ale to pewnie jak większość z was. Czasem to myślę sobie, że mogłabym cofnąć się w czasie :)

7. PODRÓŻE/NAUKA JĘZYKÓW OBCYCH - niestety jak na razie w marzeniach, wspomnieniach czy też opowieściach innych. Ale kiedyś będę podróżować. Myślę, że podróżowanie to rzecz na która najbardziej warto wydawać pieniądze. Co do języków obcych to wciąż uczę się angielskiego...Już od 13 lat i wciąż muszę dalej. Uczyłam się niemieckiego, francuskiego, ale obu tylko po 3 lata i efektów nie ma żadnych. Zawsze natomiast chciałam się uczyć hiszpańskiego i właśnie zaczęłam. Od początku wakacji robią to sama, z pomocą bardzo dobrej książki. Od października mam zamiar chodzić na kurs czego już nie mogę się doczekać.

8. FILMY - kocham oglądać dobre filmy, czytać recenzje, dyskutować na ich temat. Oglądałam chyba już baaardzo dużo filmów, ale na pewno są lepsi ode mnie w tej dziedzinie. Od czasu do czasu lubię zobaczyć coś dobrego w kinie.

9. SIEDZIEĆ PO NOCACH (co widać chociażby po tym, o której dodaje nowe posty), A POTEM SPAĆ DO POŁUDNIA (to konsekwencja zarywania nocki...szczególnie tego nie lubię, raczej preferuje drzemanie po południu, pod ciepłym kocykiem, po wypiciu gorącej herbatki)

10. MARZYĆ - z wiarą, że te marzenia kiedyś się spełnią :)

Nie zmieściłam się w 10, bo z chęcią wypisałabym jeszcze parę rzeczy, ale i tak się rozpisałam za bardzo ;)

Do zabawy zapraszam następujące dziewczyny:
-Abily Secretly z http://abilysecretly.blogspot.com/
-Mada z http://whiteattic.blogspot.com/
-Onja z http://onjahome.blogspot.com/
-Ania z http://po-nitce.blogspot.com/
-Alewe z http://poszukiwaniamoje.blogspot.com/
-Agutek z http://prettypleasure.blogspot.com/
-Ushii z http://ushiilandia.blogspot.com/
-Mia z http://wymarzonemiejsce.blogspot.com/
-Jerzy_nka z wietrzeneprzemeblowania.blogspot.com/
-Paula z http://justmydelicious.blogspot.com/

Zabawa fajna, liczę na odzew z Waszej strony. Chętnie sobie poczytam :)
Pozdrawiam!

sobota, 28 sierpnia 2010

...

Ostatni czas to okres wielkich radości, ale i smutku. Jak to w życiu.
Najpierw były dwa niesamowite dni festiwalu w moim rodzinnym mieście. Wspaniałe emocje i show w jakim nigdy do tej pory nie dane było mi uczestniczyć. O Muse mówi się, że jest to najlepszy koncertowy zespół na świecie. Po tym co zobaczyłam, co usłyszałam i w czym uczestniczyłam, mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić. Podejrzewam, że jeszcze długo nie zobaczę lepszego koncertu. Piszę to, a w tle leci "Guiding Light" przypominając mi wszystkie te uczucia jakie towarzyszyły mi 21 sierpnia. Niezapomniane przeżycie.
Później były moje kochane góry. Krótka wizyta w Tatrach.

Smutna wiadomość przerwała ten krótki wyjazd. Trudno się pogodzić, ale na pewne rzeczy człowiek nie ma wpływu. W takich momentach zdaje sobie sprawę jak kruchy i mały jest. Przychodzi refleksja, że trzeba doceniać każdą chwilę życia. I wszystko co ze sobą niesie.

piątek, 20 sierpnia 2010

Kuchnia festiwalowa

Powrót ze wsi. Pusty dom. Pusta lodówka. Do miasta wracam tylko dlatego, że nazajutrz rozpoczyna się Coke Live Music Festival. W lodówce margaryna, parę plasterków sera żółtego, dwa jajka, dżem i ogórki kiszone, których ostatnio pod dostatkiem (o tym może kiedyś). Szybkie zakupy, które były absolutną koniecznością i uzupełnienie lodówki w podstawowe produkty. Na kolację wymyśliłam sobie placki ziemniaczane. Może trochę nie odpowiednia pora, ale uwielbiam placki ziemniaczane. Podobnie zresztą jak frytki.

Z małej ilości produktów i to takich, które zawsze są w domu:
ziemniaki
cebula
pietruszka
mąka
jajko
pieprz, wegeta
olej
ser żóły
Żeby było szybko wszystko robię w malakserze, mojej imienniczce Oli :)
Wrzucam ziemniaki, cebule, zamrożoną pietruszkę, jajko, trochę mąki, przyprawiam i włączam malakser. Potem na rozgrzanym tłuszczu smażę zgrabne placuszki. Posypuję startym serem i czekam, aż się roztopi. Prawdziwa filozofia.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Znalezione najbardziej cieszy

Do lasu zawsze chodziłam z pewnymi oporami. Bo komary gryzą, wszędzie pełno pajęczyn...I generalnie nie mam szczęścia do grzybów. Za namową kuzynek wybrałam się jednak i oto z czym wróciłyśmy:

Zbiory nie są duże, ale w lesie miałyśmy konkurencję, która w dodatku przybyła na łowy wcześniej. Samej udało mi się znaleźć, aż jednego grzyba, konkretnie kozaka. Okaz dość spory, także nie ma co narzekać. Lepszy...kozak niż nic. Rydzów nie było ;) Mimo mojego skromnego wkładu, wszystkie grzyby przypadły właśnie mnie. Takie było początkowe założenie naszej wyprawy.

Po powrocie z lasu grzybki zostały sprawdzone czy aby nie robaczywe i zapakowane w foliowe woreczki. Następnie trafiły do zamrażarki, gdzie na razie ich miejsce. Będę miała z czego robić zupy i sosy grzybowe, które uwielbiam :)


Kotki u mnie na wsi mają śmieszny zwyczaj chowania swoich kociąt. W tym celu znajdują przeróżne dziwne miejsca, jednak przeważnie funkcję takiej kryjówki, w której wiją gniazdo pełnią snopki siana w stodole. Jaka była nasza radość, kiedy wczoraj zauważyliśmy jak świeżo upieczona mama prowadzi swojego kociaka po podwórku.

Kociak jest uroczy. I co niebywałe jest jedynakiem. Może to i lepiej bo kotów u nas pod dostatkiem :)
Więc takie było nasze wczorajsze odkrycie. Mama i dziecko mają się dobrze, a ja co jakiś czas do nich zaglądam. Oczywiście z aparatem :D


Kiedyś, gdy urodziła się mama, miała być przeze mnie zabrana do miasta, ponieważ była jedyną kotką w miocie. Została jednak na wsi, a teraz gdy ma małego kocurka, jak zwykle dorabiam ideologię - to znak, on musi być mój ;)

sobota, 14 sierpnia 2010

Największy głodomor

Większość wakacji spędzam na wsi. Co jakiś czas wracam do Krakowa, siedzę tam kilka dni po czym z powrotem jestem w Świętokrzyskim. Czas płynie leniwie, dni są podobne do siebie. I chociaż wydaje się to monotonne to w okresie roku akademickiego brakowało mi takiego czasu, w którym bezkarnie mogłabym nic nie robić. Pamiętam, że marzyłam o takim czasie, kiedy to mogłabym po prostu się nudzić. Bez wyrzutów sumienia. Jest w tym coś fajnego, jednak jak każdy wie - co za dużo to niezdrowo. Nie mogę długo usiedzieć w tym samym miejscu, dlatego gdy znuży mnie wieś, wsiadam w autobus i wracam do zadymionego Krakowa. A potem znów na łono natury :) Jakaś równowaga musi być.
Kiedyś mówiłam sobie, że bardzo chciałabym mieszkać na wsi. Teraz nie jestem tego taka pewna. Oczywiście, marzy mi się dom poza miastem, ale gdybym miała wybierać, nie była by to typowa rolnicza wieś.

A to nasz ulubieniec.

Wabi się Mungo, ale że jest to imię co najmniej dziwne każdy woła na niego po swojemu. Mongoł, Mango, Rambo, Bambo...I dziwić się, że piesek nie reaguje na swoje imię. Zdezorientowany jest po prostu :)
Poza tym jest bardzo pocieszny. Jego ulubione zajęcia to jedzenie...

...i spanie.

No i zapomniałabym - namiętnie gryzie wszystko co popadnie. Szczególnie upodobał sobie ludzkie ręce i nogi :D

W kwestii jedzenie to zdecydowanie największy głodomor. Pochłania wielkie ilości jedzenia i rośnie w zawrotnym tempie. I kto by powiedział, że ten "maluszek" ma ledwo ponad miesiąc?

środa, 11 sierpnia 2010

Mała rzecz, a cieszy

Zaczyna mi się potwierdzać, że posiadanie bloga i generalnie, funkcjonowanie w ogólnie pojętej blogosferze przynosi namacalne korzyści. Przeglądanie blogów nie rzadko przynosi mi mnóstwo inspiracji. Czasami tylko patrze i podziwiam, zazdroszcząc komuś talentu i żałując, że mnie Bozia skromniej nimi obdarzyła. Innym razem korzystam z rad i sama próbuje swoich sił w różnych dziedzinach (bądź mam taki zamiar). Tak czy siak, dużo mam z tego radości i pożytku.

Dzisiejszy przykład: wygrana w Candy u ABily!

W losowaniu wygrałam takie oto holenderskie cuda. Nigdy w życiu nic nie wygrałam, więc moja radość jest tym większa. Dalej chyba w to nie wierzę :)

Jak do tej pory moim ulubionym blogiem kulinarnym jest:
http://prowincjalnawioska.blox.pl/html
Kiedyś szukając w Internecie przepisu na coś (na co-nie pamiętam) wpadłam na to miejsce. Uważam, że autorka bloga stworzyła tam fajny klimat. Aż chce się czytać. Ostatnio poleciła ona przepis na ciasto śliwkowe Anusiaczka (jak się okazało-również z Krakowa). Przepis sprawdzony, a jednocześnie prosty. Nie wypadało mi nic innego jak spróbować.

I co? Jestem kolejną osobą, która może z czystym sumieniem polecić ten przepis. Znajdziecie go tutaj:
http://po-nitce.blogspot.com/2010/07/sliwkowe-popoudnie.html


Ciasto rewelacyjne. NIEBO W USTACH. Dosłownie! Od razu skojarzyło mi się z wierszem Juliana Tuwima. Pamiętam, że jak byłam mała, wyjątkowo do mnie przemawiał :D

Tuwim Julian

Dyzio marzyciel

Położył się Dyzio na łące,
Przygląda się niebu błękitnemu
I marzy:
"Jaka szkoda, że te obłoczki płynące
Nie są z waniliowego kremu...
A te różowe -
Że to nie lody malinowe...
A te złociste, pierzaste -
Że to nie stosy ciastek...
I szkoda, że całe niebo
Nie jest z tortu czekoladowego...
Jaki piękny byłby wtedy świat!
Leżałbym sobie, jak leżę,
Na tej murawie świeżej,
Wyciągnąłbym tylko rękę
I jadł... i jadł... i jadł...".

Po upieczeniu tego ciasta smak obłoczków wyobrażałabym sobie właśnie tak...Puszyste, lekkie...Poza tym bardzo lubię takie ucierane ciasta z owocami. Nie przepadam za bardzo słodkimi wypiekami, dlatego połączenie lekko słodkiego ciasta z kwaskowatymi śliwkami jest dla mnie idealne.
Na początku mały kawałek...


Później już większa dokładka...


Fajne jest dzielenie się z innymi. Czy to pomysłami, czy sprawdzonymi przepisami. Czy takie dosłowne jak w przypadku ABily i jej Candy :) Takie bezinteresowne dawanie wzbogaca. Cieszy nas samych, a wysłane dobro prędzej czy później do nas wróci.
I takim pozytywnym akcentem kończę na dzisiaj. Coś mnie bardzo pozytywnie nastraja. Może to faktycznie moc tej całej jogi, którą ćwiczę od dwóch dni ;)

niedziela, 8 sierpnia 2010

Po prostu

Witam po długiej przerwie! Nie wiem czy ktokolwiek tu zagląda, ale ja postanowiłam to w końcu zrobić. Ostatnio złapałam jakieś przeziębienie i leżąc w łóżku namiętnie przeglądałam różne blogi. Głównie były to blogi o wystroju wnętrz, trochę kulinarnych i o modzie. Doszłam do wniosku, że jednak fajnie jest mieć takie swoje miejsce, gdzie można coś czasem napisać od siebie, podzielić się pomysłami, przemyśleniami, może kogoś zainspirować?
Pisałam o moim słomianym zapale - jak widać potwierdziło się: po trzech postach blog podupadł na kilka miesięcy. Postanowiłam więc go wskrzesić. Chociaż na chwilę.

Dziś poruszę kwestię mięsa. Jakoś tak mam, że mięso mogę jeść tylko od czasu do czasu i to nie pod każdą postacią. Gdybym miała powiedzieć w jakiej formie naprawdę je lubię to byłby to kotlet schabowy, łopatka wołowa w strogonow'ie...No generalnie zasada jest taka, że są mięsa których "nie trawię", a inne są OK, ale tylko dopóty dopóki mi się nie przejedzą. Także nie jest ze mną lekko.
Zawsze dziwiłam się rodzicom, gdy po ugotowaniu rosołu "obgryzali" udko z kurczaka bądź inne mięsiwo, na którym ugotowany był wywar. "Takie nie upieczone i nie doprawione? Łeee!" Ostatnio natomiast odkryłam, że takie poczciwe udko obrane ze skóry (warunek konieczny w moim przypadku) i podsmażone na patelni z cebulką nabiera niesamowitego smaczku. Generalnie będąc "mięsnym niejadkiem" teraz potrafię zjeść całe duże udko z kurczaka! I za każdym razem jestem z siebie dumna.
Dziś po południu wersja najprostsza z najprostszych: udko z mizerią z pomidorów i ogórków.

Do tego kompot ze śliwek


Normalnie kuchnia tylko dla prawdziwych smakoszy xD Ciekawe co by na to powiedziała mistrzyni Magda Gessler? Chyba bym musiała uciekać gdzie pieprz rośnie :)

Zdjęcia oczywiście także wysokiej klasy. Nie są to niestety artystyczne fotografie (genialne zresztą) jakie oglądam na różnych blogach kulinarnych. Bardzo bym chciała takie móc i umieć robić, ale nie pozwala mi na to sprzęt i warsztat.
Brak wrażeń estetycznych wynagradza realizm zdjęć. Przecież tak to naprawdę wygląda :D A nieumiejętność eleganckiego podania i wyeksponowania...Szczegół :P

Jeśli ktoś trafił tu choć przez przypadek, niech zostawi po sobie ślad, cobym wiedziała, że nie piszę tylko dla własnej przyjemności. Ciekawa jestem czy wy też tak naprawdę preferujecie taką prostą, swojską kuchnię bez wydziwiania?